JAK UCZYNIĆ POLSKĄ SZKOŁĘ JESZCZE LEPSZĄ?
Weekend przełomu lutego i marca spędziliśmy w sali konferencyjnej Biblioteki Narodowej w Warszawie w towarzystwie „awangardy nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej” na wydarzeniu pod nazwą Inspiracje Wczesnoszkolne 2015. Jedna z uczestniczek (dyrektorka szkoły), określiła awangardą tych, którym chciało się przyjechać na konferencję, podkreślając ich zaangażowanie w rozwój, doskonalenie zawodowe. Idąc za tą myślą, prelegentów należałoby określić mianem „awangardy tej awangardy”. Wystąpienia były bowiem przygotowane przez nauczycieli – wyróżniających się w swojej pracy pasjonatów technologii komputerowej.
Pytanie konferencyjne brzmiało: Jak uczynić polską szkołę jeszcze lepszą? Oto odpowiedzi, które wynikały z konferencyjnych wystąpień.
ODPOWIEDŹ 1 – KUPIĆ WSZYSTKIM UCZNIOM TABLETY
Tablety były wszędzie – w holu prowadzącym do sali konferencyjnej (można było usiąść przy stoliku i wypróbować działanie różnych aplikacji), w prezentacjach i oczywiście na widowni – używane w funkcji aparatów fotograficznych. Pochwałę tabletu głosiło wielu prelegentów.
- Naukowo – Lechosław Hojnacki z RODN w Bielsku-Białej, który wykazał oczywiste walory korzystania z tabletu oraz jego wyższość nad komputerem stacjonarnym i laptopem. Przemówiły do nas logiczne argumenty dotyczące pola widzenia, kąta obrazu, mobilności oraz „przezroczystości”, czyli intuicyjnego, łatwego użytkowania, co pozwala na uczenie z pomocą tabletu, a nie uczenie, jak go używać. Bo technologia informatyczna jest narzędziem, a nie celem.
Powinniśmy być z dziećmi w przestrzeni cyfrowej, a nie zakazywać, zabraniać, zabierać (Lechosław Hojnacki)
- Brawurowo, a jednocześnie sięgając do naszych emocji z czasów młodości – Jacek Ścibor z Zespołu Szkół w Chrząstawie Wielkiej pokazał, że tablet zawiera aplikacje, które zastępują urządzenia wykorzystywane przez nas w przeszłości. Każdy slajd – zdjęcie magnetofonu kasetowego, diaskopu, maszyny do pisania, aparatu fotograficznego „Zuch” czy kliszy fotograficznej ORWO – wywoływał pomruk nostalgicznego zachwytu. A teraz mamy to wszystko w formie aplikacji na tablecie!
- Od strony praktycznej i sprawdzonej – nauczycielki przedstawiały fragmenty zajęć z wykorzystaniem tabletowych aplikacji. Mogliśmy obejrzeć na filmach, jak dzieci robią zdjęcia pogody do meteorologicznego kalendarza, jak tworzą albumy, historyjki, mapy myśli, tablice z ciekawostkami, jak programują, animując wymyślone przez siebie opowiadania itp.
- Mogliśmy też sami poczuć emocje towarzyszące dzieciom podczas zajęć, kiedy pani Aleksandra Schoen-Kamińska z Zespołu Szkół w Pile przeprowadziła quiz na żywo dzięki wykorzystaniu smartfonów.
Oczywiście, daliśmy się przekonać. Już nikt nie ma wątpliwości, że wykorzystanie TIK w edukacji jest nieuniknione, a tablet jest lepszy niż komputer czy tablica multimedialna.
Nauka programowania. Swoich sił próbują panie z Niepublicznej Szkoły Aktywności Twórczej w Zielonce
ODPOWIEDŹ 2 – ZMIENIĆ STYL PRACY NAUCZYCIELA
Dr Mirosław Dąbrowski (Uniwersytet Warszawski) podkreślił mocno, że jedyny faktyczny postęp w edukacji jest efektem zmiany stylu pracy nauczycieli. Nauczyciel nie może przywiązywać się do podręcznika czy wytycznych podstawy programowej, bo to często prowadzi do ograniczania dzieci. Bardzo smutno zabrzmiała opowieść o nauczycielce, która „dostała” w pierwszej klasie dzieci potrafiące liczyć powyżej 100, ale trzymając się podręcznika, aż do trzeciej klasy nie wyszła z dziećmi poza setkę, a na koniec sama stwierdziła, że po trzech latach nauki te dzieci umiały mniej niż na początku.
Niezgodność wyników doświadczenia z dotychczasową wiedzą to jest droga do uczenia się, do zdobywania wiedzy (dr Mirosław Dąbrowski)
Z trudem musieliśmy przyznać, że często bezrefleksyjnie bazujemy na niedociągnięciach i zamiast wspierać uczniów, blokujemy ich naturalną chęć do nauki. Prof. Małgorzata Żytko (Uniwersytet Warszawski) pokazała ćwiczenie w pisaniu liter sprawdzone przez nauczycielkę. Jak można się spodziewać, zaznaczone na czerwono były wszystkie błędnie zapisane literki, pod ćwiczeniem skrupulatnie podliczone i opatrzone komentarzem: „Następnym razem bardziej się postaraj, zatemperuj ołówek” itp. A przecież można inaczej – można pozwolić dzieciom rozwiązywać trudniejsze ćwiczenia, wykraczające poza podstawę programową, można policzyć dobrze napisane litery i w komentarzu napisać: „Napisałeś poprawnie i ładnie większość liter. Co możesz zrobić, żeby napisać ładnie wszystkie?”. Po takich refleksjach nie dziwiły brawa, jakie otrzymała prof. Żytko za stwierdzenie: „Nie jest celem realizowanie podstawy programowej. Celem jest wspieranie rozwoju dziecka, a podstawa programowa jest środkiem do tego celu”. W takim razie co robić, na co postawić, zmieniając styl pracy? Przede wszystkim nie obrażać inteligencji dzieci, dając im zbyt łatwe zadania, dać im prawo do popełniania błędów i samodzielnego dochodzenia do rozwiązania, stawiać mądre pytania, planować ciekawe zadania, pozwolić działać. Ale tu już wyłania się odpowiedź trzecia.
Jak na konferencję o nowych technologiach przystało... Kody QR były wszędzie.
ODPOWIEDŹ 3 – POZWOLIĆ DZIECIOM MYŚLEĆ SAMODZIELNIE I DZIAŁAĆ
Bez względu na to, czy wykorzystujemy aplikacje na tablecie czy tradycyjne narzędzia pracy – to uczeń ma być aktywny na lekcji, a nie nauczyciel. Ta idea była mocno podkreślana w wystąpieniach prof. Małgorzaty Żytko, dra Marka Piotrowskiego (dyrektor Ośrodka Rozwoju Edukacji) i dra Mirosława Dąbrowskiego. A zaczął Marcin Polak (redaktor naczelny Edunews.pl), przywołując zasady pracy z dzieckiem przedstawione w książce Wincentego Dawida „Metoda początkowego nauczania” z… 1868 roku. W tym wypadku nie trzeba było nas przekonywać. Nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej wiedzą doskonale, jak ważna jest aktywność dziecka – nigdy później uczniowie już tak intensywnie nie działają. Jednak pewne aspekty tej aktywności należałoby przemyśleć. Przede wszystkim przyjrzeć się temu, co dzieci umieją faktycznie, a nie – czy ich rozwój jest zgodny z tym, co uznano za normę dla ich wieku (na czym bazują badania dojrzałości szkolnej). Dlaczego to jest tak istotne? Ponieważ najczęściej uczymy dzieci tego, co już umieją. Jest to szczególnie widoczne na matematyce. Dajemy dzieciom zbyt łatwe zadania. Na dodatek oczekujemy, że rozwiążą je w oczekiwany przez nas sposób. Dlaczego nie dajemy dzieciom trudniejszych zadań? Bo nie wierzymy, że sobie z nimi poradzą, że są w stanie je rozwiązać. A wystarczy pozwolić im dojść do rozwiązania samodzielnie, swoją własną drogą, myśleć po swojemu. I niech popełniają błędy! Błąd jest początkiem uczenia się. A rozwijają tylko te strategie, które dziecko wymyśli samodzielnie.
Nie wolno nam urażać intelektu dzieci, dając im zbyt łatwe zadania (prof. Małgorzata Żytko)
Oglądając zajęcia pani Beaty Skrzypiec z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Piasku, mogliśmy się przekonać, jak kreatywne są dzieci w wymyślaniu rozwiązań, jak świetnie radzą sobie na przykład z zadaniami, które od gimnazjalisty wymagają ułożenia układu równań. A przede wszystkim, jak chętnie dzieci wyjaśniają swoją strategię, swoją drogę do rozwiązania. Bo kluczowym dla rozumienia matematyki jest pytanie „dlaczego”, a lepiej „bo…” zadane w trakcie wypowiedzi (według dra Dąbrowskiego „dlaczego” lekko hamuje, natomiast zachęcające „bo” popycha wypowiedź do przodu). Co się dzieje, kiedy nie pozwalamy dzieciom rozwijać się w strefie najbliższego rozwoju i ucząc gotowych rozwiązań, wymierzamy karę za popełnianie błędów? Dziecko poddaje się, rezygnuje z własnego rozwiązania, a to prowadzi do pasywności intelektualnej. Czyli nudy. A nuda zabija! Pozwólmy też dzieciom uczyć się od siebie.
ODPOWIEDŹ 4 – ZAZNACZYĆ SWOJĄ OBECNOŚĆ W INTERNECIE
To trochę przewrotny wniosek, ale kiedy przyjrzeć mu się z bliska, nabiera sensu. Przyjechaliśmy na konferencję szukać inspiracji, więc mieliśmy też możliwość dowiedzieć się, skąd czerpią inspirację ci, którzy mieli być inspiracją dla nas. Większość prelegentów to członkowie grupy blogerów Superbelfrzy (oraz facebookowej podgrupy Superbelfrzy Mini), którzy wykorzystują to medium społecznościowe do dzielenia się dobrymi praktykami. Dodatkowo prowadzą własny blog, na którym zamieszczają pomysły na lekcje, ćwiczenia, zadania. Niektórzy prowadzą drugi blog – klasowy, wrzucają tam codziennie zdjęcia z zajęć, prace uczniów, zadania domowe. Dzielenie się dobrymi praktykami to stara nauczycielska tradycja (przerabialiśmy podrzucanie sobie ciekawych artykułów, pożyczanie suwaków, chwalenie się pomysłem na fajne liczmany albo na zamianę plastikowej butelki w świnkę czy rolki po papierze toaletowym w robota). Dzięki internetowi proceder ten nie ogranicza się już do jednej szkoły czy koleżanek ze studiów – poznajemy podobnych nam pasjonatów z drugiego końca Polski i czerpiemy, czerpiemy… A potem możemy dać od siebie. Na niebagatelne dodatkowe korzyści takich blogów zwróciła naszą uwagę pani Karolina Żelazowska. Współczesny rodzic chce wiedzieć, w czyje ręce oddaje swoją pociechę (zdarzają się już prośby o cv nauczyciela). Wchodząc na blog, ma okazję zobaczyć, z jakich metod i narzędzi korzysta nauczyciel i jak jest zaangażowany w swoją pracę. Potem rodzic chce zobaczyć, jak jego dziecko pracuje, co dzieje się na lekcji. Blog klasowy daje wgląd w codzienne działanie dzieci, pozwala na zobaczenie własnego dziecka w działaniu, a przede wszystkim – na zweryfikowanie entuzjastycznego stwierdzenia dziecka: „dzisiaj nic nie robiliśmy, tylko cały dzień się bawiiiiliśmy!” (tak skwitowali uczniowie dwugodzinne zajęcia w sali komputerowej, na których niepostrzeżenie nauczyli się odczytywać godzinę z analogowego zegara). Skoro chcemy mieć w rodzicach sprzymierzeńców, rzecz jest warta przemyślenia.
ODPOWIEDŹ 5 – NAUCZYĆ AKTYWIZUJĄCYCH METOD PRACY NAUCZYCIELI DRUGIEGO ETAPU
Na koniec konferencji zaplanowano ważną dyskusję o dziewięciolatkach na progu przejścia do klasy IV – co zrobić, żeby uniknąć katastrofy dydaktycznej. Chodzi nie tylko o to, że dziecko o rok młodsze niż wcześniej trafi do klasy IV, gdzie nie będzie już miało jednej pani (do kogo się przytulić?), gdzie nie będzie niezauważalnego przenikania się nauki języka, matematyki czy przyrody, ale sztywno podzielone na 45-minutowe odcinki przedmioty, na dodatek każdy z innym nauczycielem. Ostatnio zaczyna być widoczny kolejny problem – do klasy czwartej trafiły już dzieci uczone z wykorzystaniem TIK i zderzyły się z sytuacją, że nauczyciele nie tylko nie wykorzystują metod aktywizujących, ale również sporadycznie korzystają z TIK. Propozycji padło wiele, na przykład zapraszanie nauczycieli drugiego etapu na lekcje otwarte do klas I–III, wspólne rady szkoleniowe, wyjazdy integracyjne. Nam przyszedł do głowy jeszcze jeden pomysł. Od zawsze dzieli się nauczycieli na tych z edukacji wczesnoszkolnej i tych z drugiego etapu. Są szkoły, w których te grupy mają nawet oddzielne pokoje nauczycielskie. Organizowanie oddzielnych konferencji także pogłębia podział na „my i oni”. Nie da się ukryć, że obie grupy odczuwają lekką wzajemną niechęć. A może by tak wspólna konferencja? Identyczna jak ta, w której właśnie wzięliśmy udział. Niech „drugi etap” zobaczy, że dzieci muszą działać, że potrafią korzystać z komputerów i tabletów, i że potrafią myśleć. Niech nauczyciele mają okazję powiedzieć, z jakimi problemami się borykają po „otrzymaniu” nowej klasy, i jak można by tym problemom zapobiec. Niech razem z nauczycielami edukacji wczesnoszkolnej zastanowią się, jak przygotować dzieci na „nowe”, „inne”. Taka debata nie powinna się odbywać pod nieobecność nauczycieli z drugiego etapu, bo wnioski będą z założenia połowiczne.
Nie sposób w krótkim artykule oddać wszystkich mądrości, które padły ze sceny (kto był, ten skorzystał). Dla nas równie ważne są te mądrości, które padają przy stoliku z kawą, herbatą i ciasteczkami. Pozwolimy więc sobie na zaprezentowanie opinii kuluarowych.
PLOTKI Z KULUARÓW
Kiedy ma się przed sobą dwa intensywne dni w towarzystwie prawie trzystu obcych ludzi, najważniejsza na początku jest atmosfera. Doskonale wiedział o tym Marcin Polak, organizator konferencji, który ciepło i z humorem przywitał przybyłych. Od razu zrobiło się mniej sztywno, a bardziej swojsko i sympatycznie. Potem z każdym wystąpieniem to poczucie się potwierdzało. Byliśmy „u siebie”, mogliśmy spokojnie słuchać i chłonąć.
Pierwszym, co rzucało się w oczy i odróżniało tę konferencję od innych, to profesjonalne prezentacje (a częściej „prezintacje” – tak organizatorzy określali te powstałe w Prezi). Czyżby nareszcie odeszły w niebyt tekstowe slajdy z wykorzystaniem koszmarnego Comic Sans? Obejrzeliśmy wiele filmików, albumów ze zdjęciami. Mieliśmy okazję uczestniczyć w doświadczeniach na żywo dzięki dodatkowej kamerze ustawionej na scenie. Sprawdzić swoją znajomość cytatów filmowych, a głównie zasadę funkcjonowania aplikacji kahoot na smartfonach. Nudzić się nie było można.
Mimo braku zaplanowanego czasu na spotkania z innymi uczestnikami, udało nam się uszczknąć kilkanaście minut na kuluarowe refleksje. Pierwsza – o komputerach, tabletach i smartfonach. Zgadzamy się, że nie stanowią dla dzieci atrakcji same w sobie (to już dla nich codzienność), że są to narzędzia i nie można ich w szkole nie wykorzystywać. Moje rozmówczynie zauważyły jednak, że młode nauczycielki nie robią już pomocy „po staremu” (liczmanów, klaserów, historyjek itp.), że oprócz TIK-owych narzędzi wolą gotowce i, niestety, kserówki (mamy nadzieję, że uważnie przyglądały się wystąpieniom pani Joanny Apanasewicz z „Małej Szkoły” w Koninie). Niebezpieczeństwem jest zaniechanie zabaw manipulacyjnych, rozwijających motorykę małą. Trzeba korzystać z pomocy w starym stylu, bo w domu raczej nikt się z dzieckiem tak nie pobawi. Dla uczniów tablet nie jest już atrakcją, atrakcją jest plastelina! Poza szkołą jej nie użyją… Na szczęście wielu nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej nadal jest „zbieraczami” czy „chomikami” i potrafi wyczarować cuda na przykład z pudełek od zapałek. A przy okazji – rośnie nam pokolenie „wożone samochodem”, dla którego frajdą jest przejażdżka autobusem czy pociągiem, a przejście po sali muzealnej (nie mówiąc o wyprawie do lasu) – wyczynem fizycznym na miarę osiągnięcia sportowego.
"Dla uczniów tablet nie jest już atrakcją, atrakcją jest plastelina!" Mądrego to i miło posłuchać. Panie ze Szkoły Podstawowej w Knurowie.
Jako że konferencja nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej gromadzi głównie kobiety, naszą uwagę zwracali panowie na widowni. Udało nam się z kilkoma porozmawiać. Pan Jacek Ścibor skończył nauczanie początkowe, bo nie dostał się na studia aktorskie, a do wojska na dwa lata nie uśmiechało mu się iść. Myślał, że to przejściowy pomysł, ale wsiąkł i do dziś pracuje w szkole. Zrobił kolejne studia i uczy informatyki, zarażając kolegów nowymi technologiami. Jako prelegent zrobił furorę swoim wystąpieniem, pokazując, że nauczycielowi zdolności aktorskie też są potrzebne. Pan Michał Kaczmarski bardzo sobie ceni pracę z małymi dziećmi. Odczuwa, że bycie mężczyzną bardziej ułatwia mu pracę niż utrudnia. Świetnie układa mu się współpraca z rodzicami, a dzieci go uwielbiają (to opinia pani Ewy Łysiak z tej samej szkoły). Kolejny rozmówca przyjechał na konferencję, aby podpatrzeć metody pracy i zgromadzić jak najwięcej pomysłów do pracy z własnymi dziećmi, które są w edukacji domowej. Panowie obecni na konferencji, nawet jeśli obecnie nie pracują już z dziećmi, mieli w swojej zawodowej karierze taki epizod. Dzięki temu ich wystąpienia (większość z nich było prelegentami) świetnie pokazywały zrozumienie potrzeb dzieci, jak i sytuacji nauczycieli.
Zamiłowanie aktorskie można z powodzeniem realizować w szkole. Jacek Ścibor z Zespołu Szkół w Chrząstawie Wielkiej |
||||
Dzieci bardzo lubią swojego pana. Michał Kaczmarski z Polsko-Angielskiej SP Edison w Warszawie w towarzystwie koleżanki z pracy, Ewy Łysiak |
||||
Taka konferencja to skarbnica wiedzy i inspiracji także do pracy z dziećmi w nauczaniu domowym. |
Inspiracje z Inspiracji
Superbelfrzy RP http://www.superbelfrzy.edu.pl/
Wincenty Dawid „Metoda początkowego nauczania” http://polona.pl/item/218024/4/
Interaktywna wersja "Naszego Elementarza" http://www.ielementarz.pl/
Jedna ze stron z nieodpłatnymi materiałami do pracy http://www.minstructor.pl/
Pomysł na współpracę międzynarodową szkół http://www.etwinning.net/pl/pub/index.htm